Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1518

Ta strona została przepisana.

Ukryty w cieniu otwartéj bramy, z obawy aby mię kapitan nie poznał, słuchałem czy powóz nie wraca...
Dziewiąta godzina zwolna wybiła na wieży kościoła Panny Maryi. Regina zapewne wyjechała z domu o godzinie pół do dziewiątéj, teraz więc musiała znajdować się blizko ulicy Marché-vieux; jeżeli który służący hrabiego Duriveau znalazł fiakra pierwéj niż gospodyni, to i hrabia także mógł już być w pobliżu domu, w którym rozwiązać się miała straszliwa scena.
Nakoniec turkot powozu dał się słyszeć tuż przy mojéj kryjówce, ostrożnie wyjrzałem... O radości! kapitan siedział we fiakrze, blade i piękne jego rysy gwalltowném wzruszeniem zmienione, tém mocniéj odbijały przy żałobnych sukniach.
Skoro kapitan przejechał obok ukrywającej mię bramy, skoczyłem, pragnąc go dopędzić i umieścić się z tyłu powozu...Wtedy zdarzył mi się śmieszny, że nie powiem okropny przypadek... Belka na której stanąć chciałem, jak to często bywa, otoczona była półkolem najeżoném ostremi kolcami... Fiakr dążący po pochyłości, pędził tak prędko, iż niepodobno było abym biegnąc, długo mógł go ścigać, trzymając się tylnych rysorów... Powziąłem więc rozpaczliwy zamiar przeskoczyć żelazne kolce, rachując na dawną sprężystość i przypominając sobie skok po bagnetach, tak często w dzieciństwie wykony-