wany. Niespodzianym szczęściem dopiąłem mojego zamiaru... lecz powóz o coś trącił, zachwiałem się w chwili gdy stawałem na desce i jedno ostrze mocno mi w nodze utkwiło. Nie znajdując pasa któregobym mógł uchwycić się, jak mogłem uczepiłem się wierzchu powozu przycisnąwszy kolana do pudła, a za najmniejszą utratą równowagi cały paść mogłem na ostre kolce.
Nagle powóz zatrzymał się; Hieronim musiał zapewne przypomniéć sobie że niebezpieczną, nawet niepodobną było rzeczą dostać się za jego powóz, stanął na koźle i niespokojnie odwrócił ku mnie poczciwe swe oblicze.
Dałem mu znak aby ruszał daléj i w téj chwili słyszałem jak kapitan Just wołał:
— A co to?... Ruszaj żywo, do pioruna!... Masz czterdzieści franków za kurs... ale galopem!
— Hej! wio! — zawołał Hieronim.
Ale mimo że konie popędzał, poczciwiec znalazł sposób obrócić się i przywiązać do kozła jeden koniec długiego lejca a drugi rzucić ku mnie mówiąc:
— Trzymaj się tego... a będziesz bezpieczny.
Turkot kół pokrył głos Hieronima, kapitan nie słyszał go zapewne, a ja dzięki dowcipnéj pomocy woźnicy, zdołałem przecież utrzymać się, choć mi noga mocno bolała, osłabła i krew płynęła pod odzieżą.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1519
Ta strona została przepisana.