ły otwarte, słyszałem grzmiący głos kapitana Just mówiącego do mniemanéj choréj:
— Powiadam ci że księżna de Montbar jest tutaj...
— Niestety! mój dobry panie... — płaczliwie odpowiedziała kobiéta, — zapewniam pana, że jéj tu nie ma...
— Jest... schwytałaś ją w sidła... nędznico!
— Niech niebo skarżę moje dziécię, które tu pan widzisz, jeżeli wiem co odemnie chcesz, łaskawy panie.
— Panie, nie czyń nic złego mojéj mamie, — zawołało dziecię płaczliwie.
— Gdzie księżna? — okropnym głosem wrzasnął kapitan, zapewnie gwałtownie wstrząsając tą obłudną kobiétą, bo przestraszona rzekła:
— Łaski! łaski!... pan mi rękę złamiesz!
— Mamo!... o! mamo! — wołało dziecię.
— Mój Boże! widzisz pan przecie że mamy tylko te dwie nędzne izby... — powiedziała kobiéta — gdzież więc podziałybyśmy księżnę?...
Nagle doszły mię głuche, słumione krzyki pochodzące z pokoju przyległego izbie w któréj leżała mniemana chora, z pokoju jak domyślałem się zamaskowanego.
Był to głos Reginy; wołała:
— Pomocy! — pomocy!
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1522
Ta strona została przepisana.