Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1523

Ta strona została przepisana.

Wnet usłyszałem mocny łoskot, niby gwałtownym uderzeniem obalonéj ściany... krzyki Reginy pierwéj przyćmione, były teraz głośne.
Na chwilę wszystko ucichło, potém słyszałem szamotanie się, zwykle gwałtownéj walce towarzyszące.
Łoskot ten przybliżył się, jakby walkę toczono przy drzwiach pod któremi słuchałem.
Mimo gwałtownéj ciekawości chciałem się oddalić aby mię nie spostrzeżono, gdy ujrzałem w kącie schody wiodące zapewne na poddasze nad sąsiednią izbą; pobiegłem na nie i znalazłem się na strychu oświetlonym przez małe okienko; przyłożyłem ucho do sufitu izby mniemanéj paralityczki, i wyraźnie słyszałem dalszą walkę, oraz następne wykrzyki:
— Panie! — mówił hrabia Duriveau głosem chrapliwym, zdyszałym, — człowiek dobrze wychowany nigdy nie bije!...
— Pan dobrze wychowany? — odparł kapitan Just, nie posiadając się z gniewu.
— Pani! — mówił hrabia jąkając się z wściekłości, — panie... jest to... walka tragarzy...
Łoskot trwał jeszcze chwilę; potém usłyszałem głos kapitana Just mówiącego do Reginy:
— Przebacz pani, żem wobec ciebie ukarał tego człowieka... nie byłem panem mojego oburzenia... A teraz...