Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1526

Ta strona została przepisana.

Ich kroki zupełnie się oddaliły; i już słyszałem tylko same przerywane stąpania hrabiego Duriveau.
Wtedy puszczając wodze powstrzymywanéj dotąd wściekłości, zawołał:
— Policzkowany... deptany nogami w obec téj dumnéj kobiéty... O! nie daruję temu człowiekowi... zabiję go... Piekło wre w mojéj duszy... Gdyby nie on... byłbym pomszczony. Przez dumę, księżna umarłarby raczéj niżby mię wydała, a przez bojażń, możeby tutaj jeszcze nie raz przyszła... O! ten człowiek... ten człowiek! i jeszcze trzy godziny czekać muszę!!
Hrabia Duriveau wychodząc dodał:
— Lallemand umknęła... dobrze zrobiła... ona mię nie zdradzi... zamknijmy jakkolwiek te drzwi... których zamek odbił ten na pól zmarły kapitan.
Sądziłem że hrabia już oddalił się, wyszedłem więc z kryjówki; ale nie chciałem opuścić tego domu nie obejrzawszy poprzednio miejsca walki.
Obalona ściana nie zasłaniała już wejścia do dwóch pokojów przytykających do izby mniemanéj choréj. Pokoje te wybite kobiercami, ozdobione były z niejakim zbytkiem; porozrzucane meble świadczyły o gwałtownéj walce.
Myśl, że już po raz drugi, niepostrzeżony, znakomitą przysługę wyświadczyłem Reginie, niewypowiedzianą przejęła mię radością... lecz niepokoiło wspomnienie na niebezpieczeństwo grożące kapitanowi Just; pojedynek bowiem uważałem za rzecz