dach spotkałem pannę Julię, która widząc mię, zawołała:
— Ah! dla Boga, zkądże tak późno wracasz panie Marcinie?... pani już cię dziesięć razy wołała... Trzeba było uprzedzić mię, byłabym cię wyręczyła w służbie. — Pani wróciwszy, nigdzie nie zastała ognia... a nadto, jadąc zasłabła... bo blada była jak trup i drżała jak listek... Prosiłam żeby się położyła... lecz nie chciała, a tylko raz wraz dzwoni i pyta czy już wróciłeś...
— Mocno mię to martwi, panno Julio, że się spóźniłem, — ale, patrz panna... oto moja wymówka...
— Ah! dla Boga!... pan masz krew na spodniach... a ta chustka na nodze...
— Bardzo ślizgo! biegłem, potknąłem się o kupę śmieci wyrzuconą na chodnik... i padłem na rozbitą butelkę...
— Biedny chłopcze... i mocno zapewne cierpisz?
— Teraz już mniéj; ale zrazu iść nie mogłem... sądzę że to drobnostka, idę czémprędzéj przebrać się i zaraz schodzę do księżny.
W dziesięć minut później wszedłem do salonu w którym zwykle przesiadywałem, wtém usłyszałem nagły odgłos dzwonka.
Pobiegłem do pokoju księżny, i bojaźliwie uchyliłem drzwi. Ujrzałem Reginę okropnie bladą, zmienioną, lecz spokojną.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1528
Ta strona została przepisana.