Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1530

Ta strona została przepisana.

— Trochę... mościa księżno.
— Czy możesz... bez wielkiego bólu... odbyć kilka kursów powozem?
— Mogę, mościa księżno...
A gdy widocznie zakłopotana wahała się, rzekłem:
— Nie mogłem uwiadomić dzisiaj rano księżny pani, żem widział pana barona de Noirlieu.
— Widziałeś mojego ojca? — zawołała zdziwiona. — Widziałeś go?...
— Tak jest, mościa księżno.
I opowiedziałem jéj moje spotkanie z baronem i Melchiorem.
Regina starała się ukrywać wzruszenie, gdym jéj opowiadał z jakiém zajęciem ojciec zrazu wypytywał mię o nią, dostrzegłem jednak w jéj oku łzy szczęścia; jej twarz zmartwiona, na chwilę rozjaśniła się. Wtém spojrzała na zegar, zadrżała i znowu ponura, niespokojna, zawołała:
— Piérwsza godzina... dla Boga!... już...
Myśliła zapewne o pojedynku kapitana Just.
I nie bez kłopotu wymawiając szybko i dobitnie każde słowo:
— Doktór Clément, rzekła, umieścił cię u mnie... ja go szanowałam jak ojca...
Nieszczęśliwa wszelkich sił dobywała aby ukryć niespokojność i wzruszenie głosu.