— Ależ panie...
— Ależ panie, — stale powtórzył kapitan Just... Chciej pan przynajmniéj naradzić się z panem Duriveau względem warunku, który zakładam.
— Słusznie, słusznie, — rzekli świadkowie.
I wyszli.
W pięć minut później wrócili z hrabią Duriveau.
— Czy pan hrabia zezwala? — spytał kapitan.
— Zezwala, potwierdzająco odpowiedział jeden świadek.
— Raczcie panowie pofatygować się tutaj, — rzekł kapitan do świadków hrabiego i do swoich.
Pan Duriveau pozostał sam na sam z adwokatem.
Był to człowiek małego wzrostu, spokojnéj i szyderczéj miny; nosił niebieskie okulary i trzymał pod pachą grubą księgę o różnokolorowych brzegach. Z wszelką grzecznością dał znak panu Duriveau aby usiadł.
— Z kimże mam zaszczyt mówić? spytał hrabia.
— Z adwokatem Dupont.
— Z panem Dupont... adwokatem? — dumnie rzekł zdziwiony pan Duriveau — cóż to ma znaczyć? po co tu adwokat?
— Aby wykonał swój obowiązek, mój panie.
— Obowiązek? Ab! to chyba żart.
— Czy pan znasz 322 artykuł kodexu kryminalnego? spytał prawnik.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1535
Ta strona została przepisana.