Adwokat z niezachwianą zimną krwią mówił daléj:
— Pan zastawiłeś niegodziwe sidła no najuczciwszą kobiétę, i na niéj chciałeś się dopuścić najnikczemniejszego gwałtu...
— Panie! — zawołał blady z wściekłości hrabia, — strzeż się...
— Cicho... nie tak głośno... spokojnie... albo ja głos podniosę, — zawsze z zimną krwią powiedział adwokat — i powiem pańskim świadkom... coś pan tak roztropnie przed nimi ukrył... tojest, wyjawię im całą niegodziwość postępowania, która jedynie spowodowała kapitana Just, że pana tak mocno obraził.
Na tę groźbę pan Duriveau oniemiał.
Adwokat mówił daléj:
— Zbrodnia któréj się pan dopuściłeś, zasługuje na powyższe kary... bezwłocznie zajmę się zebraniem wszelkich okoliczności do wyjaśnienia téj niegodnéj sprawy... Tym sposobem umniejszę pracy sądowi indagncyjnemu.
— Zbrodnia? indagacyjny sąd?... Cóż znowu? pan mię chyba bierzesz za dziecko! — rzekł pan Duriveau odzyskując swą zuchwałą śmiałość. — Nie wiész więc że pod tym względem nie ma na świecie człowieka, któryby, nawet kilka razy w życiu, nie uczynił gwałtownego zamachu na wstyd kobiét który m się zalecał. Eh! do licha... panie adwokacie, wszakże w tym tylko zamiarze zalecamy
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1537
Ta strona została przepisana.