Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1543

Ta strona została przepisana.

mogli spokojnie pościnać sobie głowy, osądził że jego ogród... możesz go pan ztąd widziéć... będzie najdogodniejszém miejscem... Patrz pan... przez to okno. — Co do broni, nasi świadkowie przynieśli z sobą dwie pary wybornych szpad...
— Dobrze, dobrze; — odparł hrabia Duriveau, odzyskując zimną krew, — wszystko przyjmuję, na wszystko zgadzam się, ale niech raz przecie mam szpadę w ręku... a tego człowieka przedemną...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Hrabia Duriveau należycie dopełnił żądane odwołanie, przysiągł na honor że powodem pojedynku nie jest bynajmniéj zazdrosne współzawodnictwo, lecz raczéj spór polityczny.
Spotkanie miało miejsce w ogrodzie domu doktora.
Walka była zajadła.
Hrabia Duriyeau dał dowody wielkiego męztwa; chociaż pchnięty szpadą w udo, walczyć nie przestawał i również przeszył rękę kapitana Just, lecz powtórnie pchnięty w prawy bok, dłuższéj już walki wytrzymać nie mógł.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W pół godziny po pojedynku, doniosłem Reginie że kapitan Just lekką tylko otrzymał ranę.
Odwaga aż dotąd nie opuszczała tej nieszczęśliwej kobiéty...