Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1546

Ta strona została przepisana.

Jakie wdzięczne spojrzenie rzuciła na mnie Regina, gdym jéj nazajutrz po pojedynku powiedział:
— Niech mi wolno będzie prosić księżną panię o jednę łaskę.
— Mów... Marcinie.
— Wiadomo pani ile winienem doktorowi Clément. Mam dla kapitana Just najmocniejsze przywiązanie, a chociaż, jak mówią, rana nie zagraża jego życiu, wszakże mocno byłbym niespokojny... gdybym prawdę co dzień nie dowiadywał się do niego. Racz pani łaskawie zezwolić abym każdego poranku mógł go odwiedzać. W niczém to nie przeszkodzi mojéj służbie... bo wychodzić będę przede dniem...
— Zbyt pochwalam tę wdzięczność iżbym cię do niéj zachęcać nie miała — z źle ukrytą radością odpowiedziała mi księżna. — Owszem, uważam za wrecz słuszną że pragniesz co dzień dowiadywać się o zdrowie syna twojego dobroczyńcy...
Biédna!... Ileż ją prośba moja musiała uszczęsliwiać... jeżeli go już kochała!...
Rozkazu odwiedzania codzień kapitana Just, sama nigdyby mi dać nie śmiała.
Nie dosyć na tém, oszczędziłem nawet Reginie pytania:
— I cóż! jak się ma kapitan?
Co dzień, niepytany sam ją o tém uwiadamiam...