Zbiorę myśli... jeśli potrafię.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Wstałem bardzo rano i poszedłem do barona de Noirlieu...
— Mój pan zawsze się ma jednakowo, — odpowiedział mi Melchior. Wróciłem i zająłem się uporządkowaniem pokojów mojéj pani.
Zaczynam zwykle od bawialnego salonu, potém przechodzę do drugiego, zostawując na koniec gabinet, w którym moja pani najczęściéj przesiaduje, i małą galeryę obrazów, która prowadzi do sypialni księżny...
Dziś naprzód zacząłem od gabinetu. Ta czynność, którą moi wpółkoledzy wypełniają niedbale, jakby z nudów, dla mnie ma niewypowiedziany pociąg, bo stanowi źródło tysiąca rozkoszy. Porządkuję i chronię od najdrobniejszego pyłku wytworne przedmioty, przepyszne meble, które służą do wygody lub przyjemności mojéj pani, przywracam przezroczysty blask zwierciadłu, które odbija jéj lube rysy: troskliwie strzegę obrazy, na których niekiedy jéj oczy spoczywają; odkurzam starannie przepyszne porcelanowe wazony, gdzie złoto miesza się z najżywszemi kolorami, a które ona własną ręką lubi napełniać kwiatami; i z jaką to rozkoszą! zjaką miłością dotykam tych przedmiotów sztuki, tych małych arcydzieł rzeźbiarstwa, tych posążków, relikwiarzy, figurek, płaskorzeźb na srebrze, kości