— I zrobiłeś głupstwo... — niecierpliwie rzekła księżna — tak piękny kwiat... tak rzadki...
A gdy stałem pomieszany... a raczéj zadowolony moją niezręcznością, której Regina przypisała przyczynę mojego obłędu, dodała gniewnie:
— Zbierzże z kobierca te szczątki i ziemię.
— Jeżeli księżna pani pozwoli — rzekłem, umieszczę tę roślinę w innéj doniczce... oto ta będzie dobra.
— I owszem... bo choć kwiat złamany, jednak jego liście tak są piękne, że zawsze ozdobią wazon.
A podczas gdym w innéj doniczce umieszczał korzeń téj rzadkiej rośliny, dodała:
— Postaw lepiéj doniczkę na stole, a ja ją potém sama umieszczę w wazonie... tym sposobem unikniemy niezręczności.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Na szczęście księżna, według zwyczaju, około godziny trzeciéj pojechała dowiedzieć się czy ojciec przyjąć ją może, i resztę dnia przepędziła u pani Wilson, gdzie też była na obiedzie.
Książę, obiadował w klubie.
Jak szalony wypadłem z pałacu, szedłem sam nie wiedząc dokąd, gnany rozkosznemi, upajającemi widziadłami tego przeklętego poranku...
Regina z rozpuszczonym włosem stojąca w marmurowéj wannie... Regina siedząca przy kominku...