— Cóż ja chciałam?... Ah! powiész odźwiernemu że dzisiaj przyjmuję...
Rozkaz ten zdziwił mię. Regina musiała być pewna, że dla przyzwoitości kapitan Just nie odwiedzi jéj ani piérwszego ani drugiego dnia po swojém wyjściu... W oczach świata nieznającego prawdziwéj przyczyny pojedynku, taki pośpiech byłby oznaką zbyt wielkiéj zażyłości, a nawet sama Regina upatrywać mogła w tym pośpiechu Justa niejaką niedelikatność; wydałoby się że pragnie jak najprędzéj słyszeć wyrazy wdzięczności na jaką zasługiwał.
Dziwno mi więc było, iż Regina nie spodziewając się Justa otwierała drzwi swoje dla osób, których obecność wśród takiego roztargnienia dla niéj nieznośną być musiała.
Zresztą wykonałem jéj rozkazy i następnie oznajmiłem: pana barona d’Erfeuil, którego książę znajdował równie przystojnym jak głupim; hrabiego d’Henrvilliers, kolossalnego mężczyznę z metalowym głosem, który dawał się prosić o śpiewanie sielanek, i nakoniec pana Dumolard, tłustego brata pani Wilson.
Wkrótce po jego przybyciu księżna zadzwoniła i kazała abym przyniósł drzewa. Zdziwiłem się słysząc bardzo ożywioną rozmowę, w któréj Regina nieco zarumieniona z wielkim zapałem mówiła o zupełnie błahéj rzeczy.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1565
Ta strona została przepisana.