Zapewne lękając się samotności, pragnęła zagłuszyć się lub aż do jutra zabić czas, sądziła bowiem że jutro kapitan Just przyjdzie. Nie myliłem się: w dziesięć minut późniéj, dzwonek księżny przywołał mię znowu; wchodząc usłyszałem jak piękny d’Erfeuil cedził przez zęby:
— W istocie księżna zbyt jesteś uprzejma, że tak łaskawie przyjmujesz to improwizowane widowisko i wieczerzę.
— Przyjmuję, powiedziała księżna, — ale pod warunkiem że przybędę z panią Wilson, bo pan de Montbar dzisiaj nie obiaduje w domu.
Pan Dumolard zawołał:
— Ręczę za moję siostrę, ona nie ma nic do czynienia dzisiejszego wieczoru... uprzedzę ją aby zaczekała na księżnę. Ale, ale, może panie przyjmiecie mój powóz? O! bo ja mam possyą do pożyczania powozu,... eh! eh!...
— Zbyt jesteś uprzejmy — z uśmiechem odpowiedziała księżna, — i rzekła do mnie:
— Powiesz żeby mój powóz gotów był na pół do siódméj.
Gdy wychodziłem, piękny d’Erfeuil mówił do księżny:
— Te melodramy są to wprawdzie same głupstwa, — ale mniejsza z tém, ja wszystko widziéć lubię...
I piękny młodzieniec złośliwie się uśmiechnął.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1566
Ta strona została przepisana.