Wszelkiemi siłami pragnąłem odgadnąć wrażenia jakich doznał Just po rozmowie z Reginą... Ale on sam oszczędził mi zachodów w tym względzie, bo ludzie charakteru kapitana rzadko usiłują, a nawet nie są zdolni ukryć swego wzruszenia... Rysy kapitana gdy wyszedł od Reginy wyrażały głębokie, bolesne politowanie; nie mógł wstrzymać się od westchnienia, gdy mówił do mnie:
— Bądź zdrów... Marcinie.
Słowa bądź zdrów wyrzekł tak szczególnym tonem, że upoważniony dawniejszym pobytem w domu jego ojca, spytałem:
— Ale przynajmniéj panie Just, wkrótce się zobaczymy?
Smutnie wstrząsnął głową i odpowiedział:
— O! nie, nie tak prędko.
— Jakto panie Just?
— Jutro wyjeżdżam do Metz dla połączenia się z pułkiem.
— Co?... tak spieszno panie Just?
— Tak jest... Ale słuchajno Marcinie; wiész że możesz liczyć na mnie jak niegdyś na mojego ojca, w jakiémkolwiek bądź znajdziesz się kiedy położeniu pamiętaj o tém.
— Nigdy nie zapomnę łask ojca pańskiego i twoich panie Just.
— Zresztą spodziewam się, że ci tutaj dobrze? — spytał.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1571
Ta strona została przepisana.