— Tak panie Just... jest mi tu bardzo dobrze.
— Tak sądzę, bo masz wybornych panów. — Ale, ale, — dodał, — nie wiész czy pan de Montbar jest u siebie?
— Nie panie, widziałem że wyjechał.
— Kiedy tak! — rzekł z trudnością wydobywając z kieszeni pulares, bo mu rana widocznie dokuczała, — oddaj proszę cię księciu mój bilet — zagiął jeden róg jego, — a zarazem oświadcz że mocno ubolewam iż nie miałem zaszczytu pożegnać go.
— Wypełnię pańskie polecenie, — powiedziałem biorąc bilet.
— A teraz mój kochany Marcinie, — czule rzekł mi kapitan, bywaj zdrów...
Zbliżyłem się do okna, widziałem że zwolna przechodził dziedziniec i w chwili gdy mu otwierano obejrzał się, zapewne szukając wzrokiem oblicza Reginy w oknie, nakoniec znikł za bramą... Jestem pewny że donośne zatrzaśnięcie bramy boleśnie ozwało się w sercu Reginy.
Na wiadomość że kapitan Just wyjeżdża, doznałem zrazu samolubnéj, okrutnéj radości... Dzień był ponury; wybiła czwarta godzina, chwila w któréj zwykle zanosiłem światło do księżny... Wahałem się, przeczuwając że Regina potrzebuje samotności, że szara godzina zgadza się z melancholią jéj myśli... byłem pewny iż obecność moja równie jak i nagłe światło będzie jej niemiłe... ale
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1572
Ta strona została przepisana.