Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1582

Ta strona została przepisana.
10 czerwca 18....

Tego poranku niespodziane spotkanie mocno mię wzruszyło, i zarazem w daleką przeszłość cofnęło...
Idąc wybrzeżem d’Orsaj, dosyć pustém w téj chwili, jakiś człowiek blady, chudy, z zarosłą brodą, nadzwyczaj brzydki, łachmanami odziany, lecz z pozoru łagodny i bojoźliwy, drżąc wyciągnął do mnie rękę; dwie wielkie łzy błyszczały mu w oczach, rzekł mi po cichu stłumionym głosem:
— Panie... panie... litości!...
Od czasu jak sam doświadczyłem rozpaczy człowieka bojaźliwego i uczciwego, który żebrać musi, obojętnym być nie mogę na tak smutną ostateczność: poszukałem więc drobnych i gdym je wkładał w rękę tego biedaka, zblizka mu się przypatrując, zadrżałem na widok jego uderzającéj i zarazem komicznej brzydoty... Tysiąc wspomnień obudziło się w moim umyśle... zawołałem:
Leonidas Rekin!
Był to on... biédny Leonidas! Co za radość! Znalazł we mnie zbawcę: dałem mu bardzo mało, ale przynajmniéj dosyć na tygodniową opłatę schronienia i posiłku; mam nieco rupieci, które go przyzwoicie odzieją, i postaram się aby losem jego zajęła się panna Astarté wszechmożna pokojówka Pani ministrowéj.
— Ukończywszy zawód człowieka ryby, i wiodąc tyle nędzne życie, jak ci to po krótce opowie-