z świetnym blaskiem słońca padającego na jéj twarz promieniejącą miłością i nadzieją!... czysta, przezrocza cera, gładka jak szkło na którém nie widać najmniejszego zgięcia, nie okazała najmniejszéj plamki, najlżejszéj skazy; złote promienie słońca przenikały ją, złociły i blask jéj jeszcze świetniejszym czyniły.
Pani moja ubrana z prostotą, miała na sobie białą w niebieskie pasy płócienkową suknię poranną, a z pod słomianego kapelusika podbitego różową marseliną, wyglądały gęste sploty jéj czarnych włosów; w chwili gdy wchodziłem okrywała się lekkim białym szalem z chińskiej krepy. Gdy się w tył wygięła i nieco odwróciła poprawiając ten szal na ramionach, postać jéj przybrała tak rozkoszną uroczość, żem nie mógł oderwać od niéj wzroku, mimo że postanowiłem był unikać tak niebezpiecznego upojenia.
— Sama pójdę wybrać kwiaty u kwiaciarki, — rzekła mi Regina, — bo nie przysłałaby mi takich jak żądam;... jeżeli je przyniosą pierwéj nim wrócę... poczekasz na mnie, bo razem je ustawiać będziemy.
— Dobrze, mościa księżno.
I pospieszyłem otworzyć jéj drzwi wiodące na Wielkie schody.
Widziałem jak schodziła żywa... lekka... skrzynia... jeżeli tak rzec można... bo jéj małe nóżki
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1594
Ta strona została przepisana.