przeczystego, uważałem za czyn niegodny, świętokradzki... ręka moja wahała się... lecz Julia rzekła:
— Prędko, prędko Marcinie,... śpieszmy się.
Wtedy zdiąłem kołdrę... Na pulchnym materacu pokrytym pomarańczową materyą, lekkie odciski wskazywały miejsce na którém spoczywała moja pani... odwróciłem się plecami do panny Julii... i zdjąwszy prześcieradło przyłożyłem usta do tego miejsca... kolana moje uginały się podemną, zaledwie na nogach ustać mogłem.
— Otóż, i prześcieradło rozłożone — powiedziała moja towarzyszka, — poruszajno dobrze materace mój Marcinie, a potém rozścielemy prześcieradło.
Potém z pełném litości westchnieniem panna Julia dodała:
— Ah! biedna kobiéta!
— O kim panna Julia mówi?
— A jużci... o pani... Myślisz może że kiedy taka ładna... młoda... i... i... słowem... pełna zdrowia, to jéj przyjemnie tak spać saméj i to już oddawna...
— Ah!... nie wiedziałem...
— Jednakże łatwo przecież widziéć że książę jest coraz gorzéj z panią... Już przeszło od roku zaryglowano drzwi wiodące do pokojów pana...
— Pojmujesz panna że nic o tém nie wiedziałem...
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1599
Ta strona została przepisana.