Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1624

Ta strona została przepisana.

Dzisiaj dziwnym trafem słyszałem jak mówił do starego Ludwika, swojego sługi:
— Rozumiesz... kostium Pierrota płócienny z garbami... co tylko może być najbrzydszego... pamiętaj kupić...
— Ależ książę się nie ubierzesz...
— Alboż pod spodem nie można miéć przyzwoitéj sukni?
— Ah! to co innego — wzdychając rzekł Ludwik — i będę musiał zanieść to...
— Na ulicę Delfina, pod numer 3.
— A o któréj godzinie, mości książę?
— Jutro... przed ósmą wieczorem niechaj już tam wszystko będzie. Więcéj nic nie potrzeba... Powiész odźwiernemu żeby rozpalił ogień.
— A więc... książę... tonem wyrzutu przemówił stary sługa — znowu?..:
Na nieszczęście nie mogłem słyszeć końca rozmowy.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Mogę więc teraz, w nocy, uczynić Justa świadkiem jakiéj nowéj, haniebnéj rozpusty, udzielając mu wiadomości które posiadam.
A czyż Regina wówczas jeszcze wahać się będzie z ucieczką?
Skoro Justowi winna będzie sławę matki swojéj, do jakiegoż stopnia wzrośnie naówczas jéj wdzięczność! Skoro się przekona o nikczemności męża, cóż ją dłużéj powstrzymać zdoła?