żeli małe sarenki w lesie: matka nie ogrzeje ich na swém zlodowaciałam łonie... a, skoro wyschnie jéj pokarm, biédne nie znajdą go sobie ani w dolinie, ani w lesie. Wasze dziecię cierpiało z przyczyny zimna i głodu, kochana i biedna matko, stądto pochodzi jego choroba,... a takiéj choroby, niestety!... ja zamawiać nie umiem.
— Ono więc musi umiérać, moja kochana dzieweczko, skoro nie umiesz zamówić jego choroby! łkając powiedziała matka.
— A lekarz... czy widział je?
— O! on u nas nigdy nie bywa.... to za daleko, a potém, czyżbyśmy mu mogli zapłacić,... czyżbyśmy mieli za co kupić lekarstwo?... nieszczęśliwi jak my, nie znają lekarza.
Rozrzewniona Bruyére, milcząc, spojrzała na dziécię; serce jéj cierpiało na samą myśl odprawienia téj o kobiéty, nie udzieliwszy jéj chociażby kropli nadziei.
— A jednak... bardzo małéj rzeczy potrzeba, a to lube stworzenie możeby ocalało! z myślącą miną mówiła daléj Bruyére: — bo tylko ciepłéj odzieży... suchego łóżka... i co dzień mléka czystego i ciepłego.
— Dobry wieczór, mała Bruyére, — ozwał się nagle jakiś gruby, wesoły głos.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/163
Ta strona została przepisana.