się sfabrykowała, a mówiła mi: — to ja... twoja żona, — powiedziałbym: — Być może, ale nie wiem.
— Otóż! wiedz że to ja... Marcin, mój poczciwy Hieronimie.
— Marcin... ty... Cóż znowu! mój kochanku z ciebie byłoby dwóch Marcinów; a potem tyś mniejszy od niego.
— Wpakowałem ten kostium na moje suknie; i dlatego wydaję się grubszym i mniejszym, mój dobry Hieronimie.
— Czekajno, czekaj, — dodał Hieronim bacznie mi się przypatrując: — Przypuśćmy żeś to ty, pierwéj zobaczę czy się nie mylę...
A potém znowu mię obejrzawszy, — zawołał;
— Niezawodnie tyś nie Marcin; ale najpewniéj Tourquinet... no ty Tourquinet, co? przyznaj się.
Zupełnie więc byłem spokojny; książę już mię nie pozna; co zaś do mojego głosu, byłem spokojny, bo w przeciągu całéj mojéj służby u jego żony, ledwo sto słów do mnie wymówił, ja zaś zawsze mu odpowiedziałem jak należy, prawie tylko monosyllabami, po cichu i z uszanowaniem, niepodobna więc aby go poznał.
Na chwilę nawet zląkłem się czy zanadto dobrze nie jestem przebrany, sądząc że Hieronim w mniemaniu iż to jest tylko prosty figiel, w błędzie swoim trwać nie przestanie.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1634
Ta strona została przepisana.