łem się bynajmniéj dla obchodzenia Tłustego Czwartku, lecz aby doprowadzić do pomyślnego końca interes zbyt wielkiéj wagi.
— Ah! bah! bah! interes wielkiéj wagi, w tym kostiumie pierrota i tak umalowany?
— Tak jest, powtarzam ci Hieronimie, zbyt wielkiej wagi, kiedy aż ciebie potrzebowałem...
— Wiem że przyjaciele zawsze się wspierać powinni. No! to chyba musi być coś podobnego jak w roku zeszłym, pamiętasz... kiedy na ulicy Vieux-Marché wiozłem tego słusznego młodzieńca a ty siedziałeś z tyłu, a który potém przyprowadził do mojego powozu jakąś biédną damę tak słabą że zaledwie na nogach ustać mogła...
— Tak, mój kochany, to coś w tym rodzaju... ale jeszcze ważniejsze... dlatego też liczę na ciebie.
— Zgoda...
Tak rozmawiając zeszliśmy ze schodów.
— No! ale gdzież jedziemy? — spytał mię Hieronim.
— Na ulicę Delfina... Zatrzymasz się o kilka kroków od numeru 3, a ja poczekam w powozie.
— Dobrze.
— Jeżeli zobaczysz fiakra przy numerze 3, albo jeżeli dopiéro późniéj nadjedzie, zsiądziesz z kozła, i przechadzając się wzdłuż i wszerz, będziesz uważał czy nie wyjdzie z tego domu i nie wsiądzie do
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1636
Ta strona została przepisana.