fiakra, jaki człowiek przebrany za pierrota w niebieskie kraty...
— Tak jak ty?
— Jak ja.
— A cóż potém?
— Potém pojedziesz za jego powozem i zatrzymasz się tam gdzie i on, a jeżeli zobaczysz że pierrot wysiada gdziekolwiek, to mię o tém uprzedzisz.
— Rozumiem! Jednak wyznaj że to dziwnie śmieszne iż tak ważny interes, jak powiadasz mój Marcinie, toczy się między pierrotami?
— W istocie jest rzecz bardzo szczególna, mój poczciwy Hieronimie; ale uważaj co ci powiem, w przypadku gdybym późniéj w nocy wracał i wsiadał do powozu... z tym pierrotem...
— W niebieskich kratach?
— Tak jest, w niebieskich kratach... zaklinam cię na wszystko w świecie, nie nazywaj mię Marcinem... Gdybyś wymówił moje imię, wszystko byłoby zgubioném!
— Tam do djabła!
— Jeszcze nie koniec, abyśmy jeszcze lepiéj zbili z tropu tamtego pierrota... gdybym za powrotem wsiadł wraz z nim do twojego fiakra, i wskazał ci miejsce do którego masz jechać, odpowiész mi... dobrze panie markizie.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1637
Ta strona została przepisana.