Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1638

Ta strona została przepisana.

— Żeby tamten pierrot. wziął cię za markiza?
— Tak jest... Chcę uchodzić za coś, czém nie jestem.
Hieronim wprzód nim wsiadł na kozioł, rzekł mi serjo, prawie wzruszony:
— Słuchajno mój dobry Marcinie... ktoby to wszystko był przewidział, kiedy w dniu twojego przybycia do Paryża, włóczyłem się z tobą z ulicy Montblanc aż na przesmyk Lisa?... Przypominam sobie to, jakby dzisiaj było.
Hieronim miał słuszność.
Ktoby był to wszystko przewidział, wówczas gdy ujrzałem się w Paryżu po raz piérwszy, sam, bez pomocy, opieki, znajomości?
Spostrzeżenie Hieronima nasunęło mi inne jeszcze uwagi. Powozu jego użyłem do pierwszéj mojéj wycieczki po Paryżu, a obecnie używałem go zapewne do ostatniéj; jeżeli bowiem nie myliłem się, jeżeli natchnienie powodujące mną w téj uroczystéj okoliczności było prawe i szczęśliwe, (o czém się wkrótce przekonam), wyjadę do Klaudyusza Gérard...bo wraz z spełnieniem mojego zadania wyczerpią się i moje siły... które czuję, że pomimo najmocniejszych wysileń są już na schyłku... gdyż atmosfera w któréj żyje Regina zbyt mocno mię pali....
Powóz zatrzymał się na rogu ulicy Delfina.