Płaszczem otulony, wyjrzałem przez okno w drzwiczkach; jak spodziewałem się, przy tym domu stał fiakr.
Hieronim zsiadł z kozła. Czas jakiś przechadzał się po chodniku gwiżdżąc coś pod nosem, wreszcie zbliżył się do swojego kolegi i zawiązał z nim rozmowę.
W dziesięć minut późniéj, usłyszałem otwieranie bramy i głos księcia wołającego:
— Hola!... woźnico!
Wkrótce Hieronim przybiegł do drzwiczek i rzekł mi:
— Pierrot już wsiadł... aleś się omylił.
— Jakto?
— On nie jest niebieski tak jak ty!
— Nie jest niebieski?
— Tak niebieski... ale pijany... eh!... eh!
— Doprawdy? — pijany... jesteś tego pewien?... niespokojnie spytałem Hieronima.
— Tak mi się coś zdaje... ale daléj w drogę! bo oto kolega odbija od brzegu... wszak z blizka mam za nim zdążać?
— Ani na chwilę nie spuszczaj go z oka, — zawołałem. A jeżeli stracisz ślad jego, wszystko będzie chybione!
— Nie turbuj się. Tył jego powozu posłuży moim koniom za żłób.
Hieronim zaciął konie i ruszyliśmy co żywo.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1639
Ta strona została przepisana.