Dziewczyna podniosła głowę, i postrzegła nadchodzącego ku niej, z wyciągniętemi rękami, promieniejącą twarzą, człowieka chudego i ogorzałego, w szerokim okrągłym solońskim kapeluszu, w białéj bluzie i białych spodniach.
— Szczęść Boże! — dodał przystępując ku Bruyére; — i niech cię Bóg zachowa jak najdłużéj dla poczciwych ludzi,... bo ja wiem, żeś ty nieco spokrewniona z panem Bogiem; kiedy ty zechcesz, to każde nieszczęście odwrócisz.
— Cóż tam słychać nowego, mości Chouart? — spytała Bruyére.
— Co słychać? oto dziś wieczór już moje zboże w stodole, moja pszenica omłócona... Rachowałem na sto korcy ziarna, bo i to już byłaby piękna rzecz, a miałem ich sto dwadzieścia i dwa... Widzisz, co to mogą twoje czary... ha!...
Bruyére przez chwilę zamyślona, żywo przerwała człowiekowi w wielkim kapeluszu.
— A więc, mości Chouart, jesteście kontenci z waszego zbioru?
— Czym kontent? a wszakże za każdą namierzoną ćwiartką, mruczałem po cichu: Dziękuję mała Bruyére... dziękuję... nie przymierzając, jakbym mówił pacierz, i...
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/164
Ta strona została przepisana.