moje rysy; ale widząc że się to na nic nie zda, rzekł z niecierpliwością:
— Niepodobna... niepodobna... ten głos? ten ton?... gubię się... tracę głowę...
— Śmieszna rzecz jednak, że mię nie poznajesz, mój stary... Oboczmy może inna okoliczność lepiéj ci mię przypomni... Czy pamiętasz sławną noc którą przepędziliśmy razem... w domu... (i powiedziałem mu po cichu), przy rogatce des Pailassons? Był tam gałganiarz co nam opowiadał pocieszne historyjki, że aż pękaliśmy od śmiechu... a jakie tam były kobiéty, ale to co się nazywa kobiéty... Szczególniéj jedna... tłusta blondynka... w żołnierskiéj czapce (dostała ją od jakiegoś weterana), zdawało się że cię połknie oczami; pamiętasz, nazywano ją Łachmanką z powodu jéj ubioru. Takeś za nią szalał, że zapomniawszy się nazwałeś ją imieniem, które, niegdyś napisałeś na stole w szynku... i dalibóg!... odtąd... to imię... pozostało przy niéj... bo w zakładzie już jéj nie nazywają Łachmanką ale Reginą.
Wymierzyłem cios okropny, ale słuszny i konieczny.
Pewien jestem że książę po raz piérwszy uczuł całą sromotę i smutne następstwa z uczęszczania do miejsc tak nikczemnych, albowiem wybieg którym go na chwilę przytłoczyłem, skruszyłem, był jeżeli nie prawdziwy, to przynajmniej tyle prawdopodobny, że wnosząc z wyrazu zgryzoty i wstydu, jakie
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1656
Ta strona została przepisana.