Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1660

Ta strona została przepisana.

najmniéj, że cokolwiek późniéj zajdzie pomiędzy nami... zajdzie pomiędzy ludźmi przyzwoitymi.
— Tymczasem panie... — rzekłem księciu, silném uderzeniem nogi kruszec stołek i dając panu de Montbar jednę podpórkę, teraz w dzielną pałkę przemienioną, — uzbrój się pan tém a nie zaczepiaj... ale jeżeli kto pana ruszy... bij mocno i prosto między oczy.
W ten sposób szlachetnie i grzecznie rozmawiając ze zdziwionym panem de Montbar, patrzyłem na zbierającą się burzę... Szkaradna pasterka i tłumy obrzydliwe godnych popleczników takiéj istoty, skupiły się przy jedynych schodach wiodących na galerye... Trzech czy cztérech gwardzistów miejskich pilnujących porządku, wówczas byli zbyt oddaleni; wreszcie jak to zwykle w podobnych miejscach, większość tamtejszych gości, chciwa kłótni i bijatyk, stawia policyantom potężny opór, skupiając się w ścisłą i niełatwo przeniknioną massę; to téż reprezentanci publicznéj siły prawie zawsze zbyt późno przybywając, nie mogą przeszkodzić częstokroć krwawym zajściom.
Nowy, nieprzewidziany wypadek powiększył jeszcze nieład i do ostatka upokorzył księcia.
Z namysłu zajęliśmy obronne stanowisko u wierzchu schodów, zaledwie mogąc liczyć na neutralność stojących na galeryi; widzieli oni że połamałem, stołek i jego szczątkami podzieliłem się z moim