Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1664

Ta strona została przepisana.

Zaledwie zaleciłem mu aby był gotów na wszystko, dziki wszedł na ostatnie stopnie schodów i dostał się aż do nas. Stanąłam przed księciem, i rzekłem dzikiemu, nie ustępując z miejsca:
— No, spróbuj... dotknij mię?
— Co? może mię zjesz?
— Dotknij, mówię.
— Masz!!! — rzekł ten człowiek podnosząc na mnie rękę; lecz nim mię dosiągł, silnie ugodzony nogą od stoika pomiędzy oczy, padł i stoczył się ze schodów.
Tak dzielny odpór na chwilę przeraził oblegających.
— Trzymajmy się tutaj przez dwie lub trzy minuty, — rzekłem księciu, — a będziemy ocaleni. Widzę już żandarmów; przebijają się przez tłumy i idą nam na pomoc.
Zaledwie to powiedziałem aż jakiś Turek i atletyczny najemnik rzucili się na schody.
— Czy i ty chcesz także?... — spytałem Turka.
— Tak jest... chcę ci zapłacić, rzekł — i uderzył mię.
Właśnie podnosiłem drążek chcąc mu oddać za swoje, wtem towarzysz Turka raptem przykląkł, schwycił mię za nogi i obalił. Wprawdzie książę wymierzył mu raz, który mu się udał, lecz upadek mój dał hasło do powszechnego natarcia; a gdy po niesłychanych wysileniach podniosłem się nako-