niec, ujrzałem pana de Montbar leżącego na ziemi, deptanego nogami, bitego w twarz... a Turek klęczący na jego piersi, ściskał mu szyję. Na chwilę oswobodzony od przeciwników, rzuciłem się na Turka, schwytałem go za włosy, i obalając go w tył, uwolniłem księcia. Wtedy klęcząc, mógł odpierać oburącz grad zadawanych mu razów...
Na szczęście kilku żandarmów, dalekich świadków téj sceny, z wielką trudnością przebiło się nakoniec przez tłumy. Na ich widok, jak zwykle najzajadlejsi napastnicy znikli; tłum sam cofnął się, i cały plac boju wkoło schodów wypróżnił się.
Zaczepiono nas tak widocznie, krew płynąca z twarzy księcia tak wyraźnie świadczyła o nikczemności wymierzonego na nas zamachu, iż żandarmi, zwykle skorzy do aresztowania wszystkich bijących się w tych haniebnych miejscach, doradzili nam abyśmy wyszli z balu, a sami, gdyśmy zapłacili należytość za wódkę i złamany stołek, zasłaniali nasz odwrót.
Takie rozwiązanie zupełnie mię zaspokoiło. Przez chwilę obawiałem się aby mię wraz z księciem nie przyaresztowano; bylibyśmy musieli wyjawić nasze nazwiska, w jakże zatém śmiertelnym byłbym kłopocie!
Wreszcie dowiedziałem się już tego co wiedzieć pragnąłem: — Książę namiętnie kochał żonę;... duma i obawa śmieszności wstrzymywały go zapewne
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1665
Ta strona została przepisana.