wrzosu, przybliżyła do swych rumianych ust, zdających się szeptać jakieś tajemnicze wyrazy, poczém z uroczystą miną, niezgadzającą się z małą figurką i dziecinnemi jéj kształtami, podała biednéj kobiécie, mówiąc:
— Weźcie tę gałązkę...
— Dziękuję, moja dziéweczko....odpowiedziała kobieta, biorąc z uszanowaniem i podległością.
— Skoro będziecie mieli materac, który wam da pan Chouart dla dziecka, potniecie tę małą gałązkę na siedm kawałków... ani mniéj, ani więcéj...pamiętajcie, bo to ważne.
— Na siedm kawałków, powtórzyła kobiéta, z największą uwagą słuchająca dzieweczki.
— Ale nie pierwéj trzeba ją krajać, aż po zachodzie słońca, dodała Bruyére, kładąc na ustach wskazujący palec, aby przez to poruszenie nadać więcéj wagi swojemu zaleceniu.
— O! będę niezawodnie czekała do zachodu słońca, — znowu rzekła matka.
— Potém, — mówiła daléj mała czarodziejka; włożycie w wełnę od materaca te siedm odłamków wrzosu, zaszyjecie...
— A w któreż miejsce materaca trzeba je włożyć? moja kochano dziéweczko.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/167
Ta strona została przepisana.