Powóz ruszył szybko.
— Teraz, panie markizie, — żywo rzekł książę, kiedy przez nieostrożność woźnicy znam przynajmniéj pański tytuł, mam nadzieję, że mi pan dłużéj nazwiska swego ukrywać nie będziesz.
— Panie, — odpowiedziałem, — najprzód chciejmy pomówić z sobą na seryo... i o rzeczy zbyt ważnéj...
— Tak jest!... na seryo i o rzeczy zbyt ważnéj! — zawołał.
— W takim razie, racz mię pan kilka chwil bez przerwy posłuchać, bobyśmy tracili czas zbyt drogi.
— Mów pan, słucham.
— Jesteś pan... najnieszczęśliwszym z ludzi...
— To rzecz niesłychana! — zrywając się ze swojego miejsca zawołał książę, — teraz nawet litość! no... niech i tak będzie... przyrzekłem milczéć... aż do dna zatém wychylę kielich goryczy.
Potém dodał cierpko:
— Pobudzić do litości... ha!!
— Nie panie, to nie litość, ale szczere współczucie...
— I czemuż winienem to tak szacowne współczucie? — spytał szyderczo rozdrażniony książę.
— Pańskim nieszczęściom!
— Moim nieszczęściom?
— Tak jest, pańskim nieszczęściom i do tego okrutnym: Pan zawsze namiętnie kochasz panią
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1670
Ta strona została przepisana.