— Sędzią?
— Atoli teraz, wierz mi pan, — przenikającym głosem dodałem, — mówi z panem przyjaciel... a przyjaciel szczéry... który wkrótce faktami przyjaźń tę udowodni.
— Sędzia?... przyjaciel? — rzekł książę, — ale mów pan, mów. Samo to spotkanie jest tak dziwne... mowa pańska tak mnie owładnęła, ujarzmiła, iż teraz nic mię już nie dziwi... ani nawet i to, że na nikczemnym balu znalazłem naprzód gburowatego pijaka, który zamienił się potém w światowego człowieka, w obrońcę odważnego i wspaniałomyślnego... potém w sędziego... a nakoniec w przyjaciela!... Mów pan śmiało; to co zaszło pomiędzy nami, tak dalece wykracza ze zwykłego biegu życia, iż gotów jestem wysłuchać... znieść wszystko... Ktokolwiek-bądź pan jesteś... sędzia, przyjaciel lub nieprzyjaciel, wysłucham pana aż do końca; a może z porankiem znikną czary z któremi walczę w ciągu téj przeklętéj nocy. Wtedy, panie... wrócimy do rzeczywistego życia... i będziesz mi musiał zdać surowy rachunek!... ale teraz poddaję się cały temu niepojętemu spotkaniu.
— Powiedz pan raczéj szczęśliwe spotkanie; tak jest, bo szczęśliwém będzie dla pana, jeżeli mię wysłuchasz, jeźli mi zawierzysz; gdyż od téj chwili, panie, zmienić się może byt twój, stać się równie pięknym, wzniosłym, jak dotąd był niepłodnym,
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1680
Ta strona została przepisana.