— W celu naocznego zbadania szkaradnych następstw ciemnoty i nędzy, następstw, które pan w szczęściu i bogactwie rodzony, winieneś był poznać koniecznie, abyś dla ich zniszczenia użyć mógł niezmiernych sił jakiemi rozporządzasz!!
— Prawda, — szepnął książę. — Jest to myśl wielka...
— O! wtedy to każda wycieczka do tych otchłani, byłaby czynem dojrzałej cnoty, szczytnéj moralności; wyrywając z paszczy ubóstwa, występku, rozwiozłości, zbrodni, kilka tylko nieszczęśliwych, wydziedziczonych istot, którebyś pan spotkał a w podobnych kniejach, jakże pięknie użytkowałbyś pan z twojego rozsądku i bogactw... Lubisz pan sprzeczności, namiętność twoja zatém byłaby zadowolona, lecz zamiast ukrywania jéj ze wstydu, byłbyś pan ukrywał ją z dumą, jak ukrywasz każdy czyn wspaniałomyślny.
— Panie, — łagodnie i przejmująco rzekł książę, — powiedziałeś że jesteś moim przyjacielem. Teraz wierzę ci... i cokolwiek wyniknie z naszego spotkania, zawsze poważać będę prawego człowieka, który tak surowo napomniéć mię raczył.
— Przemawiam do pana w ten sposób, bom pewny że mię rozumiesz i że moje napomnienia korzyść ci przyniosą. Wierz mi pan, nie czynię tego bynajmniéj dla próżnéj przyjemności moralizowania... owszem, nastręczyłem panu tę myśl jedynie
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1682
Ta strona została przepisana.