Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1690

Ta strona została przepisana.

Jutro wyjeżdżam do Wioch... i nigdy mię już nie ujrzysz.”
— A więc odważnie, — rzekłem księciu, — ufaj pan tak szlachetnemu, tak wspaniałomyślnemu postępowaniu...
— O! czuję że pan mię zbawisz, — tonem głębokiéj wdzięczności powiedział mi książę, — lecz dla Boga! czółnie zasłużyłem na taką pomoc?
— Byłeś pan nieszczęśliwy, o ja również wiele cierpiałem.
W téj chwili powóz zatrzymał się.
Hieronim obrócił się na koźle, pochylił się ku przodowemu okienku i rzekł do mnie:
— Panie markizie, już przybyliśmy na miejsce; gdzie mam panów wysadzić?
— Zaraz ci powiem, — odpowiedziałem. — Zatrzymaj się tu na chwilkę.
— Dobrze panie markizie.
Wydobyłem z kieszeni pulares w którym znajdowały się niemieckie listy, porwane z grobu matki Reginy, oraz ich przekład, medal, pargamin zdobny książęcą koroną, i kilka innych papierów; wreszcie jasny, treściwy opis téj tajemniczéj sprawy. Poczém rzekłem księciu:
— Oto są panie... niezaprzeczone dowody niewinności matki pani de Montbar... Szybki rzut oka na notę do tych papiérów dołączoną, udowodni panu ich rzetelność i autentyczność... Jeszcze słowo,