wyrażeniu, które mi sprawiedliwa troska podyktowała... przebacz wszystkiemu czém cię w ciągu naszéj rozmowy obrazić mogłem, i policz to na karb szczególnego spotkania naszego... Nie będę dłużéj nalegał; nie mam zaszczytu znać pana, i nie mam żadnego prawa do współczucia jakie mi objawiłeś... To coś pan dla mnie uczynić raczył, wkłada na mnie dozgonną wdzięczność. Tego tylko żałuję, a przysięgam panu żałuję mocno, że pan nie możesz przyjąć ofiary niezachwianéj mojéj przyjaźni... któréj jednak umiałbym być godnym.
A że nic nie odpowiadałem księciu który umilkł na chwilę, może w nadziei że przyjmę przyjaźń jego, dodał smutnie:
— Przebacz mi pan jeszcze... i ten nawet żal... ale przynajmniéj racz mi podać twą rękę... twą rękę szlachetną... niech mi wolno będzie uściskać ją po raz piérwszy... i ostatni.
I moja ręka odpowiedziała na serdeczny uścisk księcia....
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Wyrazić jakiego w owéj chwili doznawałem szczęścia, niepodobna... ja biédny służalec księcia doprowadziłem go tak daleko... samą tylko przewagą duszy uczciwéj, prawej i miłującéj dobro.
Wyznaję że po raz piérwszy w życiu poczułem w sobie dumę, rzekłem sobie: — O! dzięki ci Klaudyuszu Gérard, mój przyjacielu, mój mistrzu...