razy dzwoniła na mnie, żądając wody z pomarańczowym kwiatem...
— Wczoraj jednak, pani wyglądała dosyć zdrowa.
— Owszem nie bardzo dobrze się miała... część wieczora przepędziła na pisaniu... i udając się na spoczynek była bardzo znękana. — Oto Marcinie — po cichu i z tajemniczą miną dodała Julia — czy chcesz żebym ci powiedziała?...
— Co?
— Że się coś dzieje w naszym domu...
— Cóż takiego?
— Nie wiem... alem pewna że się nie mylę, jest tu jakieś ukryte niebezpieczeństwo.
— Ale zkąd takie domysły?
— Już to nie na darmo co mi powiedział stary Ludwik: książę kazał zapytać pani czy zechce go przyjąć dzisiaj rano; otóż pan już bardzo dawno nie był z rana u pani... a potém... jéj smutek, drażliwość... powiadam ci Marcinie, że się u nas coś święci.
Książę idzie za moją radą, pomyśliłem, ciekawy patrzéć na powolne rozwijanie się wypadków, które, że tak powiem, w nocy przygotowałem.
— Nakoniec, — powiedziałem Julii, — obaczymy czy zajdzie co nowego...
— Jużto na wszystko patrzeć będziemy z loży piérwszego rzędu... Pragnę tylko aby pani na tém nie cierpiała, ona tak dobra!... Ale koniec koń-
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1698
Ta strona została przepisana.