przychodzę prosić abyś zamówiła rolę, leżącą z tamtéj struny doliny. Przyznam się, że już mię nakoniec znudziła... Od lat blizko dziesięciu, jak ją po moim stryju odziedziczyłem, zbiory tak są liche, tak się ciągle zmniejszają, że aż złość bierze; co rok to gorzéj... poprzednie lata, i tak już były złe, ale przeszły i teraźniejszy, jakby uciął... zasiałem dwadzieścia morgów pszenicy,...! cóż zebrałem? oto zaledwie pięćdziesiąt korcy. Co za żniwo!... ziareczka maluczkie... a tak jasne, tak wątle!... Dosyć powiedzieć, że ledwo mi się nasienie wróciło... O przeklęta niech będzie ta niewdzięczna ziemia! — z rozpaczy tupiąc nogą zawołał starzec.
— Tak, tak, ojciec ma wielką słuszność, — powiedział syn, — wszystko idzie coraz gorzéj. Przeklęta niech będzie ziemia, tyle biednemu rolnikowi niewdzięczna!... Przeklęta niech będzie ziemia, tak złośliwa, tak uparta!
Na takie złorzeczenia ziemi niby niechętnéj, czarowna twarz małéj Bruyère pokryła się wyrazem smutku i boleści, jakby te niesprawiedliwe obelgi dotyczyły kogoś dla niéj drogiego, lub świętego. Zwracając się więc do starca, z wyrazem uniesienia, który jéj postawie nadał cechę rzadkiéj wyniosłości, rzekła mu tonem lekkiego wyrzutu:
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/170
Ta strona została przepisana.