piérwszego spotkania z Reginą w lesie Chantilly... aż do dnia dzisiejszego. Jakże czynny wpływ los wywierać mi kazał na życie tej młodéj, piękne i wysokie stanowisko zajmującej kobiéty!... Z trwogą pomyśliłem że czystą radość jakiej obecnie doznaję, tylko co, w przystępie dzikiego szału, niepoświęciłem niegodziwemu gwałtowi, któryby mię doprowadził do sromoty lub samobójstwa.
Lecz ileż już walczyłem, ile cierpiałem. ile niestety! jeszcze cierpiéć będę!... bo zawsze kocham Reginę... bo kocham ją namiętniéj niż kiedykolwiek... O! miłość ta skończy się tylko wraz z życiem mojém.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Nagle zadrgał gwałtownie dzwonek księżny; pobiegłem do gabinetu, i gdy tam wchodziłem słyszałem jak zachwycona Regina rzekła do męża:
— Ah! Jerzy! poświęcając ci nawet całe moje życie nigdy nie zdołam ci tego odpłacić!
Obawiałem się, wchodząc, aby niedostrzeżono mojego wzruszenia, bo czyliż te słowa Reginy, objawiające uczucie nieograniczonéj wdzięczności, nie stosowały się do mściciela pamięci jéj matki, a tém sumem do mnie?... Na chwilę więc zatrzymałem się za firankami drzwi, a potém podnosząc je nieco, rzekłem:
— Czy księżna pani dzwoniła?