Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1705

Ta strona została przepisana.

— Dobrze, mościa księżno.
— Ale wsiądź weń przyzwoicie, — dodał książę.
A gdy zdumiony takiém zleceniem spojrzałem na niego, wzruszył ramionami i odwrócił się odemnie.
Zaledwie wyszedłem z gabinetu, usłyszałem jak pan de Montbar widocznie mówiąc o mnie, rzekł do Reginy:
— Ah! cóż to za głupiec!
— Nie jest to geniusz... ale uczciwy i gorliwy — odpowiedziała moja pani.
Surowe postępowanie księcia ze mną nieprzechodziło granic zwykłych i może nieco za ostrych napomnień, udzielanych codziennie moim równym; lecz czy to skutkiem wyjątkowego położenia mojego, czy téż zbytecznego nałogu do uwag i spostrzeżeń, zrazu dotkliwie uczułem wyniosłe słowa pana de Montbar; co większa, wychodząc z punktu na pozór niemal dziecinnego, i jedno z drugiego wywodząc, pytałem sam siebie, czy książę w istocie godzien był politowania i zajęcia, jakie mu dzisiejszej nocy udowodniłem, czy nakoniec godzien był niezmiernéj przysługi jaką mu wyświadczyłem, oddając mu rodzinne papiéry, które już tak dobroczynnie wpływały na jego stosunki z księżną?
Zadawałem sobie te pytania, nie dlatego iż pan de Montbar ostro się ze mną obchodził i nazwał głupim, nie dlatego że w chwili swojéj rozmowy z Re-