— O szanujcie, kochajcie, błogosławcie ziemię Przedwiecznego Boga! bo czyi iż ta wspaniałomyślna, niezmordowana matka, za jedno ziarno nie wraca dziesięciu kłosów? za jednę żołądź tysiąca dębów? Łono jéj ciągle otwarte, gotowe jest zawsze zapłodnić się, bądź ziarnem które wiatr rozsiewa, bądź pestką owocu wypadłą z dziobka ptaszyny, bądź wreszcie nasieniem, które po waszych bruzdach rozrzucacie. O! nie, nie, ziemia nigdy nie jest niewdzięczną; jeżeli z czasem ubożeje, wyczerpuje się, ta biedna karmicielka! to dla tego, że jak rozrzutna matka ciągle nad swe siły wydawała, dla tego że się u niéj bez przerwy upominano, że jéj spoczynku niedawano... O! ziemio! ziemio święta i błogosławiona! kiedyż, według praw Przedwiecznego, pokryjesz się wszędzie i bez trudów, drzewem, zborem i kwiatami? kiedyż ujrzysz, jak twe pracowite dzieci żyć będą w dostatku i radości!!
Niepodobna opisać postawy i uroku małéj Bruyére, gdy te słowa mówiła; jéj wielkie piękne oczy, zniesione w niebo, błyszczały tak żywo, jak gwiazdy pokazujące się na zenicie... Ostatnie światło zmroku, tajemniczym odblaskiem rumieniło zachwycającą twarz dziewczyny, oddychającéj wiarą i nadzieją w ojcowskiéj dobroci Twórcy...
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/171
Ta strona została przepisana.