Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1711

Ta strona została przepisana.

go Châteaubriand, mówił mi o tym człowieku, zarówno znakomitym cnotą, jak charakterem i geniuszem:
O Boże! skoro rozmawiamy o panu vicehrabi, z miłą naiwnością powiadał ten zacny chłopiec, czynimy to zawsze tak jakby nas słyszał! (Historyczne). Niestety! panna Astarté zupełnie inaczéj traktowała swego ministra i swą ministrowę czy to w obec nich, czy téż za oczy.
W takich zagłębiałem się dumaniach, w takich wspomnieniach, jadąc z pałacu Montbar do mieszkania pana de Noirlieu... Pragnąłem pozbyć się myśli, które się mimowolnie we mnie odzywały, jechałem bowiem w powozie Reginy, gdzie czułem woń właściwą odzieży mojéj pani, woń mię upajającą zawsze dla mnie niebezpieczną.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Przybyliśmy nakoniec do pana de Noirlieu, a zostawiwszy powóz przy bramie, wszedłem postrzegając że pan Melchior jak zwykle zamierza mi udzielić krótkie posłuchanie na ganku.
— Panie Melchior, — rzekłem, — mam list od księżny, który muszę oddać do własnych rąk pana barona! — taki jest wyraźny rozkaz mojéj pani.
Mulat pogardliwie uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
— Panie Melchior, tu nie ma co wzruszać ramionami, — rzekłem mocno głos podnosząc, — pani