Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1716

Ta strona została przepisana.

— Spuść żaluzje.
— Ależ, panie Johnson...
— Spuść żaluzje... bo to dżentleman, — odpowidział nieporuszony.
Zrozumiałem wtedy, że ponieważ pan de Noirlieu zajął moje miejsce w powozie, stosownie zatem do etykiety, żaluzye podniesione dla mnie, powinny były być spuszczone dla dżentlemana, jak powiadał pan Johnson. To téż, mimo niecierpliwości barona, otworzyłem drzwiczki dla dopełnienia żądanéj formalności. poczém powóz ruszył z miejsca jakby jaką sprężyną pchnięty. Tym razem usiadłem z tyłu... zaleciwszy stangretowi aby jechał jak najspieszniéj, co pan Johnson przyjął z najwyższą obojętnością, bo przedewszystkiém lękał się, aby przez zbytni pośpiech nie przerwał powolnego, regularnego i wymierzonego biegu swych dwóch wielkich i wspaniałych rumaków; wreszcie nieoceniony ten stangret wiedział zapewne o tém, co nieraz w hotelu słyszałem: „Że nic tak nie tchnie mieszczaństwem, nic bardziéj nie oznacza człowieka giełdowego lub nogocyanta, jak pędzenie po bruku, bo przekonywa o uganianiu się za interesami; kiedy przeciwnie, dobry ton wymaga, aby człowiek zamożny w niczém nie objawiał pośpiechu...”
Pan de Noirlieu trawiony pożerającą niecierpliwością oglądania swéj córki, musiał zapewne przeklinać nieubłaganą znajomość świata pana Johnson,