Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1735

Ta strona została przepisana.

szczęśliwa, pocieszyłeś mię; gdyby nie ty, byłabym umarła... Teraz więc nie chcę narażać się na postradanie ciebie! Nie powinniśmy być samolubni, mówisz... zgoda... ale nie powinniśmy również być samobójcami, skoro śmierć nasza na nic się nikomu nie przyda.
— Regino... zaklinam cię...
— Być może... ja dobrze znam siebie... powiadam ci że teraz może już męża mojego kochać nie będę mogła... Ale wszystko biorę na siebie... Mnie to ofiaruje on wolność... ja więc sama ją przyjmę.
— Zaklinam cię...
— Nigdy po mnie tego nie wymagaj; powiész, jeżeli zechcesz, że jestem podła, samolubna, nielitościwa... Otóż! i taką kochać mię musisz... pierwsza miłość od siebie... powiedziałeś... i...
Dzwonek przy zewnętrznych drzwiach wiodących do apartamentu księżny zadrgał tak gwałtownie, że nie dosłyszałem ostatnich jéj słów. Pobiegłem otworzyć. Był to pan de Noirlieu, ojciec Reginy.
Księżna zapewne nie spodziewała się tych nowych odwiedzin ojca w téj chwili...
Ale cóż czynić?
Powiedziéć że pani nie ma w domu?
Byłoby to daremne kłamstwo... pan de Noirlieu byłby ją usłyszał... bo po wyrazie niecierpliwości i pragnienia szczęścia, malującym się na twarzy starca, łatwo wniosłem że poranne odwiedziny nie zaspokoiły jeszcze ojcowskiego przywiązania.