— Wtedy poczciwy ojcze, te ośm morgów, przy daleko mniejszych kosztach, przy daleko mniejszym trudzie, w ciągu jednego roku, przyniosłyby wam cztérykroć więcéj aniżeli dziś przynoszą całe wasze czterdzieści morgów, mianowicie, gdybyście zasiawszy na nich jednego roku pszenicę, następnego roku zasieli kartofle,... potém znowu żyto,.. potém koniczynę, a po koniczynie napowrót pszenicę,... przechodząc w ten sposób od jednéj uprawy do drugiéj, przemieniając,... bo widzicie, szanowny ojcze, biedna karmicielka nasza nie wyczerpuje się ciągłą rodzajnością... ona zawsze pragnie przynosić wam swoje płody;... ale wyczerpuje ją, wydawanie ciągle jednakowego owocu; bo tym sposobem korzystacie zj ednego tylko rodzaju jéj obfitości, kiedy ona ma ich tysiące. Wierzcie mi zatem, że dobrze uprawne ośm morgów napełnią waszę stodołę; kiedy tymczasem obok czterdziestu źle uprawnych, stodoła wasza będzie prawie próżna.
— A cóż mam czynić z pozostałą rolą? — spytał zamyślony starzec.
— Średnią,,.. zasiejcie koniczyną, będziecie nią żywić wasze bydełko, to bydełko dostarczy wam nawozu, a bez nawozu nie będzie zboża.
— A cóż się stanie z najgorszą?
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/175
Ta strona została przepisana.