Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1752

Ta strona została przepisana.

którego straszne, niepokonane trudności wówczas dopiéro przewidywać zacząłem... Na szczęście, przyszła mi w pomoc twoja poważna przyjaźń i tym razem znowu poszedłem za twemi rady.
— „Od ważnie i wytrwale, — pisałeś mi. — Nie jestto stracony czas; przeciwnie, lepiéj go użyć nie mogłeś... Był on może stracony dla miłości, lecz nie dla szacunku i poważania jakich teraz nabyłeś u pani de Montbar, a i to już jest krok wielki... Nie, czasu tego nie straciłeś... bo porównaj tylko pożyteczne, płodne czyny jakiemi się już poszczycić możesz, z bezpłodnością przeszłego życia twojego... Nie, nie jestto czas stracony... Jeżeli cię bowiem zawiodła ta piérwsza nadzieja, jeżeli na niczém spełzła, to jednak kawałki jéj dobre są... Odważnie zatem i wytrwale.”
„Poszedłem za twoją radą, poszedłem śmiało i wytrwale, bom ślepo wierzył w ciebie... A wiész dla czego? zaraz ci to wyznam.
„Głos wewnętrzny powiada mi, że obaj znajdujemy się... lub znajdowaliśmy się w nadzwyczaj podobném położeniu... nie mówię tu o położeniu społeczném... rzecz bardzo prosta... lecz o położeniu serca.
„Tak jest, nad wszystkiém co mi piszesz, wznosi się, że tak powiem, uczucie szlachetne i smętne, zarazem tak delikatne i pełne rezygnacyj, iż pewien jestem, że wiele kochałeś, że także wiele cierpiałeś.