„Od niejakiego czasu uważałem że moja żona bardziéj niespokojna, bardziéj smutna jak zwykle; przypisałem to posępnéj i dżdżystéj pogodzie, i powiększonej ztąd niezwykłéj drażliwości nerwów.
„Wczoraj wszedłem umyślnie dosyć głośno do jéj salonu, pragnąc aby mię przychodzącego słyszała; nie postrzegła jednak mojego przybycia. Kiedy się do niéj zbliżyłem... ujrzałem ją zalaną łzami.
„Pytałem o przyczynę... nic nie odpowiedziała... wołałem na nią... milczała, ciągle zadumana.... na koniec wziąłem jéj rękę... ale prawie natychmiast żywo mi ją wyrwała, spojrzała na mnie zdziwiona, jakbym ją nagle ze snu przebudził, i spytała czy dawno już przy niéj jestem?
„To głębokie roztargnienie, te chwile bolesnego uniesienia lub zupełnéj nieczułości, w jakich teraz niekiedy pogrążona bywa... pojmowałem a raczéj sądziłem że pojmuję jak wszystkie inne.
„Walczy nadaremnie, — mówiłem sobie, — przeciw niepokonanemu uczuciu które mi ją przywraca, a lęka się wyznać to sama przed sobą... i przedemną.
„Wieczorem mimo że atmosfera była burzliwa, dusząca, wyszliśmy do ogrodu.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1757
Ta strona została przepisana.
10.
Dalszy ciąg listu pana Montbar do pana Piotra.