Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1759

Ta strona została przepisana.

tny, pełen goryczy... siedziała nieruchoma, niby pod własnym ciężarem zgięta, założywszy na kolanach swe zawsze piękne, lecz strasznie wychudłe ręce...
„W téj chwili, przyjacielu, kiedy już kłamliwe przywidzenia nie zakłucają umysłu mojego, kiedy przypominam sobie rzeczywistą fizyonomią i postawę pani de Montbar... zaledwie pojmuję nieszczęsny obłęd, w który wpadłem mówiąc sobie:
„Biédna kobieta... tyle dla niéj uczyniłem, iż nakoniec ulega. Czeka tylko abym zaczął a uczyni mi wyznanie, które ją zarazem zachwyca i dręczy: bo ta bladość, to przytłoczenie, są tylko skutkami powstrzymywanego wzruszenia. Odwraca oczy ode mnie... z obawy może aby nie uległa magnetycznemu pociągowi mojego spojrzenia; jéj pomieszanie, jéj roztargnienie mówi mi wyraźnie że walczy po raz ostatni, lecz nadaremnie, przeciw zewsząd oblegającym ją uczuciom miłości. Lecz noc nadchodzi... cisza głęboka panuje wkoło; jesteśmy sami... w miejscu budzącém tyle wspomnień. Nigdy nie nadarzy się przyjaźniejsza sposobność ku wywołaniu na jéj usta wyznania jakie jeszcze wstrzymuje...
„Padłem więc do nóg mojéj żonie i wziąłem jej rękę, na co bez oporu zezwoliła.
„Tę pałającą, wychudłą rękę, pokryłem namiętnemi pocałunkami ona na mój uścisk odpowiedziała konwulsyjnym uściskiem...